Jest to parodia dlatego proszę
czytać z przymrużeniem oka. Absurd sytuacji jest celowy.
Eva jest zakochana,
jednak nikt nie wie w kim. Kto jest jej ukochanym i jak jej przyjaciele na to zareagują?
Tego dnia Don Wei był wściekły
jak nigdy. Jego mała córeczka oświadczyła, że wreszcie znalazła sobie chłopaka.
Była przy tym taka podekscytowana. Ojcowski instynkt próbował wyprzeć z niego
te myśli. Nie liczyło się dla niego to, że jest już dorosła. Dla niego zawsze
będzie małą dziewczynką, którą musi chronić za wszelką cenę. Niestety będzie
musiał go poznać na obiedzie i patrzeć jak Eva szczerzy się do niego. Szlag go
trafiał na samą myśl. Chodził po domu cały dzień w różowym fartuszku
przygotowując obiad, jednocześnie mrucząc złorzeczenia w kierunku człowieka,
który chce mu odebrać córkę. Dodając kolejne składniki do gulaszu wpadł mu do
głowy plan. A gdyby tak wrzucić mu do dania truciznę? Najlepiej taką żeby
zwijał się z bólu. O tak, to był wspaniały pomysł.
Don z szatańskim
uśmiechem na ustach zaczął pocierać ręce ciesząc się swoją genialną myślą. W
jego umyśle wszystko to wydawało się wyjątkowo piękne i trafione. Już widział
tego cholernego dupka jak upada na ziemię i prosi o pomoc. Nie żeby nie
próbował tego w przeszłości. Tylko wtedy to były mocne leki przeczyszczające. Gdy
tylko Eva zamknęła się w pokoju z jakimś chłopcem po chwili słyszał jak ten
wybiega z prędkością światła żeby zdążyć do ubikacji. „Pech” chciał, że Don też
musiał wtedy skorzystać i takim sposobem przytrzymywał chłopaka do samego końca.
Nie zapomniał błagalnych jęków owej ofiary proszącej o możliwość skorzystania z
toalety. Jak na prawdziwego ojca przystało, siadał na wannie, brał telefon do
ręki i grał w Angry Birds, z wyrazem twarzy przypominającej diabła. Gdy był
menadżerem w firmie prawie nikt nie odważył się mu przeciwstawić, ale gdy
wchodził w tryb ojca nie było takiego stworzenia we wszechświecie, które byłoby
w stanie zatrzymać jego mordercze zapędy, gdy Evie coś groziło. Oczywiście w
jego mniemaniu największym zagrożeniem byli mężczyźni. Był okres czasu kiedy
wpadł w taką paranoję, że nawet Ricka trzymał z dala.
Zdarzało się, że zapraszał
potencjalne ofiary „na miłą” pogawędkę. W rzeczywistości odsłaniał wtedy swój sejf,
w którym widniał imponujący zestaw różnorodnych broni gotowych do użytku.
Zawsze wyciągał z niego największy karabin i zasiadając do biurka odpalał cygaro
i czyścił broń. Po przeciwnej stronie ustawiał krzesło, które nie należało do
najwygodniejszych, a strachu dodawało jego lodowate spojrzenie mówiące: „jeśli
mojej dziewczynce stanie się krzywda, twoje flaki przyozdobią dom twoich
rodziców”. Zdecydowanie pomagało. Zagrożenie znikało, a Don po kolejnym
zawodzie miłosnym córki mógł być cudownym tatusiem, który wspierał ją w tym okropnym
czasie. Zawsze wtedy siadali na kanapie, a ona się w niego wtulała i wylewała
cały żal. Zupełnie jak wtedy gdy była malutka.
Jednak są dwa wyjątki, które
do tej pory nie odpuszczają i choćby nie wiadomo jak się starał nie może się ich
pozbyć. Jordan i Aikka. Obaj ciągle walczyli o jej względy. Nie żeby nie był
wdzięczny Jordanowi za całe poświęcenie, którego się dopuścił zostając
Avatarem, ale nie wyobrażał sobie żeby jego mała dziewczynka miała być daleko
od niego na obcej planecie. Cóż, zdarzało się też że nawet ci dwaj musieli nagle
pobiec do toalety. Nie zapomniał jak ten upadły książę od siedmiu boleści
wyznawał swoje uczucia Evie. Już miał ją pocałować, ale zamiast tego przeprosił
i szybko pobiegł w kierunku ubikacji. Misja spełniona. Mógł odetchnąć.
Przynajmniej wtedy. Okazało się, że ten podstępny szczur zrezygnował z korony po
to, żeby być z „ziemską księżniczką”. Został wygnany ze swojej planety i
przybył na ziemię, żeby oświadczyć się Evie. Po tym jak odmówiła, Aikka postanowił
zostać ulicznym grajkiem i każdego dnia śpiewać o swojej niespełnionej miłości.
Eva miała na tyle serca, że postanowiła go przygarnąć. Nawet zbudowała z nim
specjalna budę dla tego ogromnego stworzenia – G`dara – przed domem.
Zastanawiając
się nad trucizną stwierdził, że lepiej wymyślić coś mniej ingerującego w czyjeś
życie. Gdyby trafił do więzienia córka byłaby jak odsłonięty cel. A na to nie
może pozwolić. Pora zastanowić się nad innym sposobem. A może jednak...
Tego dnia Eva była szczęśliwa. Wreszcie miała przedstawić ojcu swojego ukochanego. Idąc drogą
otuliła się szczelniej szalikiem, aby uchronić się przed śniegiem i myślała jak
przekazać wszystkim wiadomość o tym kto jest jej wybrankiem serca. O ile ona
wiedziała, że jej mężczyzna życia jest najlepszą osobą jaką w życiu spotkała o
tyle inni mogą tego nie zrozumieć. Od kiedy wróciła z Obana przyrzekła sobie,
że będzie żyć jak chce. Nie pozwoli, żeby znowu ktoś jej dyktował swoje zasady.
Szczególnie tata. On musiał zrozumieć, że jego córka już nie jest taka mała.
Swoją drogą jego okazywanie uczuć było czasem wyjątkowo… uciążliwe. Co roku w święta
przebierał się za świętego Mikołaja i pytał głosem sympatycznego staruszka co
taka dziewczynka jak ona chciałaby zobaczyć pod choinką. Tak naprawdę marzyła
tylko o tym, żeby wybić z głowy te straszne momenty. W każde urodziny budził ją
w fartuszku z motywem królika, różowymi kapciami i sztucznymi uszami na głowie
podając śniadanie. Podczas gdy inni dawali jej prezenty związane z mechaniką i ścigaczami,
on zawsze dawał jej lalki Barbie, lub domek dla lalek. Jej pokój do osiemnastego
roku życia przypominał wielką landrynkę. Nie chciała mu robić przykrości, ale
wreszcie się zbuntowała i doszli do jako takiego kompromisu. Tak, zdecydowanie
czasem stara się aż za bardzo. Jednak tym razem nie odpuści. Będzie musiał
zaakceptować jej chłopaka czy mu się to podoba czy nie. Jeszcze zostaje kwestia
tego jak powiedzieć o tym Jordanowi i Aicce. Naprawdę ich kochała i to bardzo,
ale nie tak jak oni by chcieli. Jej były partner odwiedzał ją co jakiś czas. Bardzo
się starał o jej względy i całkiem nieźle mu to wychodziło. W końcu był Avatarem
i świetnie opanował swoje moce. Wiedział co zrobić żeby wprawić dziewczynę w
osłupienie. Gdy koleżanki widziały ją z nim na mieście, zieleniały z zazdrości.
Z Aikką cały czas utrzymywała kontakt, a po tym jak został wygnany zamieszkał z
nią. Nie zapomni jak Jordan i Don się wściekli. Ten pierwszy nie potrafił nad sobą
zapanować i przez potężne wyładowania mocy puścił z dymem pół domu. Tak w
zasadzie to była mu wdzięczna. To było jedno z tych niewdzięcznych spotkań
kiedy ojciec zachowywał się jak wariat. Łapał ją za policzek i mówił jak do
dziecka: „Kto ma dzisiaj urodzinki? Kto jest już dużą dziewczynką?”.
Poza tym Aikka ciągle
chodzi z tym cholernym ukulele i śpiewa jej serenady. Nawet nauczył się kilku
rosyjskich piosenek. Z jakiegoś dziwnego powodu poczuł ogromną sympatię do tego
państwa. To naprawdę mile łechtało jej ego, ale nie chciała mu robić nadziei.
Dodatkowo jego kłótnie z Jordanem wcale nie pomagały. Gdy się spotykali wszyscy
razem prędzej czy później dochodziło albo do rękoczynów albo wymiany magii
między nimi. Raz się zdarzyło, ze Jordan skończył łysy z ogromnie długą brodą,
a Aicce wyrósł ogon jak u szopa, ale miarka się przebrała kiedy książę został przemieniony
w żabę, a szanowny władca wszechświata zaczął śmierdzieć jak skunks. Mimo że
mieli wtedy obaj u niej nocować wyrzuciła ich przed dom. Próbowali spać w domku
G`dara, ale nawet on się ich pozbył. Pewnie też miał dosyć tych głupot.
Na obiad zaprosiła
wszystkich z drużyny Ziemi. Stwierdziła, że lepiej mieć to za sobą. Może nie
będzie tak źle? O czym ona myślała? Będzie tragicznie. Don upiecze jej chłopaka
na rożnie, ale wcześniej Aikka z Jordanem rozszarpią go na strzępy, później
zszyją i dopiero wtedy przekażą go na ofiarę. Jej życie nigdy nie będzie normalne.
Gdy przybyła do parku
widziała go już z oddali. Miał na sobie elegancki garnitur i ogromną, krwiście
czerwoną różę. Eva uśmiechnęła się promiennie i pobiegła w jego stronę
zarzucając mu ramiona na szyję. Objął ją w pasie i delikatnie pocałował. Następnie
podniósł lekko z ziemi i posadził na swoim barku.
- To dla ciebie
księżniczko – powiedział nieco zachrypniętym głosem podając jej kwiat – tęskniłem
za tobą.
-
Dziękuję ci. Też za tobą tęskniłam – odebrała prezent patrząc na niego z
miłością w oczach. I jak miałaby go nie kochać?
Tymczasem w domu Wei`ów Don
nadal przygotowywał posiłek jednocześnie rozmyślając jak odstraszyć gówniarza.
W głowie miał mnóstwo pomysłów od udawania szaleńca przebranego za królika przez
wmówienie mu, że siedział w więzieniu za morderstwo po pokazanie chłopakowi
piwnicy w której stworzył salę tortur. Jednak postawił na klasyk, czyli biuro,
cygaro i broń.
Wyciągając talerze z
szafki usłyszał jak ktoś wchodzi do domu. Dobiegł go smutny głos:
- Dzień dobry panie tato.
Czy mogę w czymś pomóc?
- Aikka – odpowiedział tonem
pełnym jadu – przypominam ci, że nie jestem ani nie będę twoim tatą.
- Teraz już chyba nie. Moja
księżniczka ogłosiła, że przedstawi swojego narzeczonego. Schodzę na drugi
plan.
- Nigdy nawet nie byłeś
na pierwszym. Bierz te talerze i zacznij rozkładać na stole.
- Oczywiście – zabierając
się za pracę zaczął śpiewać balladę o trudnej miłości.
Don obserwując chłopaka
nie mógł się nadziwić jego zmianie. Luźne jeansy z przetarciami, sportowe buty,
kolorowy t-shirt, przewiązana w pasie koszula w kratę i czapka nie wskazywały
na to żeby był kiedyś księciem. Raczej przypominał teraz jakiegoś hipstera. Pokręcił
głową i już miał nalewać zupy do naczynia gdy usłyszał dźwięk teleportacji w salonie.
Jordan. Nienawidził gdy to robił. Na początku gdy jeszcze się uczył zdarzyło mu
się trafić do ubikacji w momencie kiedy Don był na „posiedzeniu”. Ależ mu wtedy
zmył głowę. Od tamtej pory były strzelec bardziej się skupia na tym co robi,
chociaż nie przeszkadzało by mu trafić do pokoju Molly w momencie gdy ta się
przebiera. Chociaż lepiej nie. Może jest Avatarem, ale żadna potęga nie może się
równać z siłą Dona – taty.
- Cześć wiewióro. Widzę,
że Molly nadal się ciebie nie pozbyła.
Aikka zawarczał i odszedł
w swoją stronę. Widać nie miał ochoty na kłótnie.
- Cześć tatusiu! Co tam? –
krzyknął wesoło Jordan wchodząc do kuchni i klepiąc Dona po plecach.
- Widzę, że w przeciwieństwie
do Aikki humor ci dopisuje. Czyżby Eva nie powiedziała ci o dzisiejszym
obiedzie?
- Powiedziała, ale długo
to nie potrwa. Spokojnie tato, pozbędę się tego gościa, a wtedy znowu będziesz mógł
odetchnąć i nacieszyć się swoim przyszłym zięciem – powiedział to próbując
przytulić Dona, jednak ten szybko ostudził jego zapał.
- Powiem ci to samo co
temu cholernemu księciu. Nigdy! – odpowiedział i odszedł sprawdzić salon.
- Jeszcze zmieni zdanie
gdy pojawią się dzieci.
- A tak w ogóle widział
ktoś Ricka?! Znowu nie odbiera telefonu!
- Tak się cieszę, że
wreszcie cię przedstawię! Tylko proszę bez głupich akcji - powiedziała Eva.
- Postaram się królewno,
ale to może być trudne. O twoim ojcu krążą legendy. Podobno ma w domu salę
tortur.
- Nic mi o tym nie
wiadomo. Jest nieco surowy, ale zazwyczaj był miły. Przynajmniej jak na niego.
Z resztą nie ma co się zastanawiać. Decyzja podjęta, więc idziemy.
-
Oczywiście najdroższa.
- Panie tato, czy tak
jest dobrze? Talerze są w odpowiednich odległościach? – zapytał Aikka w
momencie kiedy usłyszał dzwonek.
- Tak jest dobrze. Idź
otworzyć drzwi. Mam nadzieję, że to Rick.
- Już idę.
Gdy Aikka wyszedł, Don
zauważył że Jordan kombinował coś przy talerzu księcia.
- Co ty do cholery robisz?!
Avatar zamarł i przez
chwilę zastanawiał co zrobić.
- Ja tylko… przecieram
talerze… żeby błyszczały.
Don spojrzał na chłopaka
jakby był niespełna rozumu i pokręcił głową.
- Panie tato, przyjaciele
Molly przyszli. Stan i Koji.
- Nareszcie jesteście. Jeszcze chwila i doszłoby do podwójnego
morderstwa. Gdzie jest Rick?
- Nie widziałem go panie Wei,
ale mamy coś dla pana – powiedział Koji.
- Mam nadzieję, że to
maczeta o którą prosiłem w zeszłym roku.
- Nie, ale na pewno się
pan ucieszy. To fartuch z najnowszej kolekcji Madame Violet.
Stan podał mu prezent.
Fartuszek okazał się być całkowicie w jego stylu. Fioletowy-różowy, z
krzykliwym brokatem i dwoma włochatymi pomponami przyczepionymi w miejscach
klatki piersiowej. Już sobie wyobrażał jak założy go podczas pieczenia świątecznych
ciasteczek. Eva będzie zachwycona.
- Dziękuję wam. Zdecydowanie
trafiony prezent. A teraz siadajcie. Eva powinna zaraz się pojawić.
- Tak jest! –
odpowiedzieli chórem i pobiegli do stołu nie mogąc się doczekać obiadu.
Uwielbiali kuchnię Dona i mogli by z nim zamieszkać tylko dla tych wspaniałych
dań.
Podczas gdy cała czwórka
usiadła przy stole i rozmawiała, Don dokończył przygotowywanie obiadu. Po
chwili wszystko było gotowe i mogli zasiąść do stołu. W tym momencie usłyszeli
jak ktoś wchodzi do domu, a następnie rozbawioną Evę rozmawiającą z jakimś
mężczyzną. Po chwili stanęła w progu salonu i przywitała się ze wszystkimi.
Przytuliła każdego po kolei. W momencie kiedy Jordan ją objął, zjechał ręką
nieco niżej niż powinien. Eva strzepnęła jego dłoń i przeszła dalej, za to jej
ojciec nie mógł się powstrzymać i mocno, niby przypadkiem nadepnął na jego
wysuniętą stopę. Jordan zdusił jęk, ale nieco się zgiął. To był zły pomysł, tym
bardziej że jego były szef ostatnio miał zwyczaj chodzić po domu w ciężkich
oficerskich butach. O dziwo tylko wtedy, gdy Jordan przebywał w domu Wei`ów.
- Cieszę się, że
jesteście. Chcę wam przedstawić mojego chłopaka – powiedziała z podekscytowaniem
– mogę wam jedynie powiedzieć, że go znacie, ale może się wam to nie spodobać. Proszę
tylko o to żebyście dali mu szansę. Szczególnie ty tato – zwróciła się w jego
stronę.
- Oczywiście kruszynko.
Dla ciebie wszystko – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
Eva pocałowała go w
policzek i podskakując przeszła do przedpokoju. Wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali
gościa. Jordan już ostrzył na niego pazurki. Nie miał zamiaru odpuścić
gnojkowi. W myślach przywoływał najbardziej paskudne zaklęcia.
-
Kochanie wejdź proszę.
Z ogromnym wahaniem
poszedł za swoją ukochaną kobietą i stanął w progu drzwi, tak naprawdę ledwo
się w nich mieszcząc. Wszyscy spojrzeli na niego szeroko otwartymi oczyma. Wtedy
stało się kilka rzeczy na raz. Don zemdlał, Aikka wylał napój na spodnie, moc
Jordana zaczęła szaleć i zniszczyła naczynie z zupą, Stan spadł z krzesłem do
tyłu w momencie huśtania się na nim, a Koji schował się pod stół.
Cała ta scena nie
sprawiała dobrego wrażenia, jednak Eva postanowiła robić dobrą minę do złej gry.
- Widzisz misiu, nie było
tak źle. Nie wyciągnęli broni – uśmiechnęła się uroczo, gdy jego uszy opadły w
zażenowaniu.
- Prosiłem cię żebyś nie
mówiła tak przy ludziach.
Pierwszy ocknął się Jordan,
gotowy zaatakować gościa, a zaraz za nim Aikka.
-
Kross!
- Dobra, wiem że nie tego
się spodziewaliście, ale on nie jest zły. Jasne, mieliśmy swoje zatargi, ale
teraz jest zupełnie inną osobą. Prawda kochanie? Opowiedz im jak pomogłeś
odbudować Byrus`a. Był niesamowity.
Kross starał się nie
straszyć niepotrzebnie obecnych osób. Grzecznie podszedł do stołu i zajął dwa
krzesła. Musiał uważać żeby niczego nie zrzucić. Szczerze mówiąc czuł się jak
na celowniku. Książę Aikka i były partner jego ukochanej groźnie łypali gotowi
zaatakować w każdej chwili, a jej ojciec trzymając kawałek steku na czole patrzył
na niego z niedowierzaniem. Pewnie zastanawiał się czy nie uderzył się za mocno
i trafił do piekła. Za to ten rudzielec trzymał się z daleka trzęsąc się ze strachu,
a zabawny okularnik ciągle dotykał jego ramienia i zachwycał się zbroją pod
garniturem, która idealnie przylegała do jego ciała.
- Don załatwiłem ci tą
truciznę, chociaż nie wiem… - Rick wchodząc do salonu zatrzymał się – Aha, po
to.
Pan Wei ciężko westchnął
i kazał Jordanowi schylić się do niego. Cicho zaczął do niego mówić.
-
Musisz mi załatwić większą broń. Ten karabin się nie nada – chłopak tylko
skinął głową.
Późną nocą Aikka
przyszedł do Jordana.
- Ty się dobrze czujesz?
Patrzysz na mnie jakbyś się zakochał.
- Bardzo dobrze Jordan.
Co powiesz na spacer w świetle księżyca? Moglibyśmy też pójść na kolację. A
później do mnie – ostatnie zdanie wyszeptał mu tuż przy uchu.
Jordan otworzył szeroko
oczy. Właśnie do niego dotarło, ze talerz przy którym majstrował nie należał do
Molly tylko do Aikki! Cholera!
-Eeee… - jeszcze raz na
niego spojrzał, wziął kilka głębokich wdechów i powiedział - w sumie czemu nie?